Uroczyste kupowanie kominka

Zastanowiła mnie ostatnio nazwa sklepu na ul. Osadniczej w Zielonej Górze. Sprzedaje się tam kominki, a miejsce nazywa się CENTRUM KOMINA. Czy to nie jest przesada?

 

Centrum Komina, Gabinet Paznokcia, Salon Łazienek – te wszystkie nazwy funkcjonują w przestrzeni miasta. Mijamy je na bilboardach, plakatach ogłoszeniowych, natykamy się na nie w ulotkach reklamowych. Z czasem powszednieją. Cieszę się więc, że są jeszcze osoby, które zwracają uwagę na ich niestosowność stylistyczną. Polega ona na tym, że w jednej nazwie zestawia się wyrazy, które do siebie nie pasują, zarówno pod względem znaczeniowym (pochodzą z różnych pól semantycznych), jak i stylistycznym (pochodzą z różnych stylów języka).

Kominek czy paznokieć to rzeczy codzienne i wyrazy potoczne – w połączeniu z nacechowanym oficjalnością centrum czy gabinetem brzmią kuriozalnie. Już Arystoteles przestrzegał: Nie mów niedbale o poważnych sprawach, ani uroczyście o marnych; nie dołączaj ozdobnych przydawek do lichych wyrazów. Warto się stosować do tego zalecenia.

Na pocieszenie dodam, że Centra Komina i Gabinety Paznokcia to nie jest zielonogórska specyfika. Nazwy tego typu szerzą się w całej Polsce i są charakterystyczne dla języka reklamy, który z jednej strony odznacza się kreatywnością i ciągłym poszukiwaniem wyrazistych środków językowych, które przykułyby uwagę adresata do przekazu reklamowego, a z drugiej – tendencją do przesady, tworzenia zestawień niestosownych, które mogą wywoływać zdziwienie.

M. Steciąg